Zaraz po obronie człowieka nachodzą różne myśli - co nie zmienia faktu, że moja przygoda z (dziennym) studiowaniem zakończyła się 30 czerwca z tytułem magistra inżyniera-nauczyciela. Hura!
Póki co mam szczerą nadzieję że uda mi się wyrwać coś lepszego niż praca na frytkach, ale do tego potrzebuję zrobić kilka prac żeby nieco wzbogacić swoje portfolio - kilka następnych tygodni zapowiada się na wałkowaniu podręczników Adobe i tworzeniu jakiś ciekawszych ilustracji zamiast pasków. Jeżeli uda mi się popełnić coś ciekawego - na pewno wrzucę to na fanpage'a albo tutaj, na bloga.
3majcie się!
Gratuluję i zazdroszczę specjalności nauczycielskiej! :) Mała pensja nie zachęca, ale pomyśl o tym, że oprócz uczenia informatycznych pierdół możesz także przekazywać od siebie jakieś mądrości życiowe. Możesz mieć minimalny wpływ na sposób myślenia młodzieży, być mentorem, czyż to nie straszne i zachęcające? ^ ^
OdpowiedzUsuńWiesz, problem jest taki - szkolnictwo w dzisiejszej formie głównie ogranicza się do uczenia pod klucz i nakazuje trzymania się sztywno podstawy programowej. Będziesz chciała zrobić coś ciekawego z uczniami, np. pokazać im w jaki sposób teraz tworzy się gry komputerowe albo co należy a czego nie należy robić w Sieci, no to za jakiś czas przyjdzie jakaś tzw. "szurnięta mamusia" albo wspomniany nauczycielski beton i sprowadzi Cię do poziomu.
UsuńBycie takim mentorem o którym wspomniałaś jest bardzo zachęcające i z taką nadzieję szedłem na te studia (tak tak, jestem książkowym przykładem "młodego i z ambicjami żeby zmieniać świat"), a skończyło się na tym, że dostałem wypalenia zawodowego przed rozpoczęciem jakiejkolwiek pracy w zawodzie, a kierunek który od jakiś 40 lat kształcił nauczycieli wraz z moim rokiem przestał istnieć. Smutne, ale tak to wygląda na ten moment - teraz nie pozostaje mi nic innego jak przekwalifikować się ;)
Współczuje po części, ponieważ moja rodzina to nauczyciele od pokoleń i az za dobrze wiem, co sie wyrabia w szkołach. Zwłaszcza informatyk ma zawsze przerabane, bo cały sprzęt psuje się w niesamowitym tępie, jedna na dziesięć nauczycielek umie obsługiwać komputem (a wszystkie to próbuja robić) a połowa ,,awarii" to wyjęcie przez uczniów kabla z gniazdka albo zaklejenie myszki.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, wszyscy informatycy jakich spotkałam żyli w swoim świecie, przychodzili w połowie lekcji i wychodzili po 10 minutach, jakby dzwonki w ogóle ich nie dotyczyły, a klasy humanistyczne to już w ogóle olewali :D Bardzo wyluzowani ludzie, jednak niczyjimi mentorami nie byli raczej, klasy informatyczne szybciej poleciły by swojemu informatykowi fajną grę niż słuchali jego rad życiowych... Mimo wszystko powodzenia :D